środa, 14 października 2015

Baśń o dwu braciach

Byli dwaj bracia: biedny Iwan i bogaty Alosza. Bogaty miał dużo ziemi i wielkie stada owiec, a biedny – jak to biedny – bywały dni, że nie miał nawet kawałka chleba.
Pewnego dnia Iwan nie mógł już dłużej słuchać płaczu swych głodnych dzieci i poszedł do bogatego brata prosić o chleb.
      – Daj mi, bracie, choćby małą miarkę mąki, dzieci puchną z głodu.
      – Wynoś się – ofuknął go Alosza – jeszcze mi tu dzieci przestraszysz, ty głodomorze!
      Wrócił Iwan smutny do domu.
      – Pójdę w świat, żono, szukać chleba.
      Żona odprowadziła Iwana za miasto, a sama wróciła do chaty. Przeszedł dzień, zapadła głucha noc. Położył się biedak pod samotnym drzewem u stóp góry wysokiej. Wtem usłyszał szum skrzydeł. To przyleciały trzy wielkie ptaki i przemówiły ludzkim głosem:
      – Słyszeliście, że za górą, za lasem wyschło wszystko – źródła, ruczaje i rzeki, a ziemia nic nie rodzi. Biedni ludzie mrą jak muchy. A gdyby ktoś odwalił kamień, który leży koło młyna, wtedy znowu trysnęłaby woda. Zapełniłyby się studnie, strumyki i rzeki, a ziemia znów rodziłaby zboże.
      – To jeszcze nie wszystko – zahuczała sowa. – Mówią, że w pałacu królewna jest bliska śmierci. Uleczyć ją może tylko cudowna żaba. Siedzi ona pod zielonym kamieniem u źródełka, co bije w ciemnym borze, a taką ma czarodziejską moc, że gdy tylko królewna na nią spojrzy – wnet wyzdrowieje.
      Poświergotały jeszcze ptaki między sobą, a o brzasku poleciały w swoją stronę.
      Iwan wstał, wziął tobołek na plecy i wyruszył w drogę. Kogo tylko spotkał, wypytywał o kraj, gdzie rzeki wysychają, a drzewa i ludzie padają od spiekoty. Długo, długo wędrował, zanim przyszedł do tego kraju.
      Obstąpili go chłopi i nuż narzekać na swoją dolę.
      – Nie poskąpimy ani zboża, ani bydła, ani ziemi, byle tylko nasze rzeki i studnie znów wypełniły się wodą.
      Zamyślił się Iwan i rzecze:
      – Dobrze, kochani ludziska, damy sobie jakoś radę, ale trzeba mi dwudziestu chłopa do pomocy.
      Zebrał ludzi i poszedł tam, gdzie leżał olbrzymi kamień.
I dalejże go podważać! Zadrżał głaz i poruszył się, a tu jak spod niego nie trysną strumienie wody, jak nie zagadają źródełka... Aż chłopi krzyczą z uciechy. Popłynęły z gór rwące potoki, ożyły z szumem rzeczki, a głębokie studnie napełniły się po brzegi wodą. Uszczęśliwieni mieszkańcy zaczęli znosić Iwanowi, co mieli najlepszego. Stada bydła spędzili, stos złota u nóg Iwanowych usypali. Konia mu pięknego przywiedli. Wsiadł Iwan na konia i pojechał. Jedzie, jedzie, a wszystkich po drodze pyta:
      – Gdzie jest ciemny bór, w którym zaczarowane źródełko spod zielonego kamienia bije?
      Długo wędrował Iwan przez góry i rzeki, zanim przybył do ciemnego boru.
      Znalazł zaczarowane źródełko, głaz zielony odwalił, żabę w zanadrze schował. Jedzie, jedzie, a kogo spotka po drodze, pyta:
      – Gdzie jest pałac królewski, w którym umiera królewna?
      Długo wędrował przez góry i lasy, zanim przybył do tego pałacu. A w pałacu królewna taka chuda, że strach na nią spojrzeć. Mówi król do Iwana:
      – Czy to prawda, że możesz uzdrowić mi córkę?
      – Mogę – rzecze Iwan.
      – Oddam ci pół królestwa, spełnię każde twoje życzenie, jeśli tego dokonasz.
      Zgodził się Iwan. Podszedł do łoża umierającej królewny, wyjął z zanadrza żabę zaczarowaną. Gdy tylko królewna spojrzała na żabę, zerwała się z łoża, jakby nigdy nie była chora. Uszczęśliwiony król dał Iwanowi połowę swego królestwa, sześć koni, karetę i dużo złota. Iwan wsiadł do karety i ruszył do domu. Gdy zajechał przed chałupę, rodzona żona go nie poznała.
      – Mój Iwan był biedny – gdzie mu tam do koni i karety.
      Wtedy Iwan opowiedział żonie, jak wybawił ludzi od posuchy, jak znalazł czarodziejską żabę i jak ocalił królewnę od śmierci.
      Wieść o tym rozeszła się po całej wiosce. Nie minęły trzy dni – przychodzi Alosza.
      – Bracie, zaprowadź mnie w to miejsce pod górą i zostaw mnie samego w tym lesie, gdzie siedziałeś przez noc. Może i ja będę miał karetę i konie.
      Iwan spełnił życzenie brata. Gdy się tylko ściemniło, zostawił go pod drzewem u stóp góry.
Siedzi, siedzi Alosza i czeka. Zbliża się północ. Przyleciały trzy kruki i dalejże krakać:
      – Słyszałeś, tam pod górą siedzi zły człowiek. Zaraz przyjdzie straszna burza, piorun rozerwie go na kawałeczki i nic z niego nie zostanie. Kra, kra, kra! – rozkrakały się kruki i zaczęły ostrzyć dzioby o pień drzewa.
      Przestraszył się Alosza, wziął nogi za pas i ledwo żywy powrócił z niczym do domu. 
      A Iwan żyje dotąd jak król i chleba ma do syta.

Za: W. Markowska i A. Milska, Baśnie narodów Związku Radzieckiego Warszawa, 1977 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz