Tysiąc lat temu, nad brzegami Bobru, wśród puszcz nieprzebytych żył rycerz Trzaska. Wielkiej sławy był wojem i sam książę Mieszko miłował go za prawość, odwagę i męstwo. Niejedną wojnę odbywali razem i w proch ścierali niemieckie zagony. A kiedy po ojcu Bolko zwany Chrobrym, drużynę książęcą na bój jął prowadzać, przy jego boku nie brakło Trzaski.
Tak mijały wiosny, lata i jesienie. Czas giął plecy rycerza i głowę mu szronił, aż dnia któregoś poczuł, że jest stary.
— Panie mój — pochylił się przed księciem — służyłem wiernie i tobie, i ojcu twemu, ale dziś ręka ma drżąca, ciąży szczyt i zbroja!
Żal ścisnął serce księcia Bolesława. Miecz swój odpasał z rękojeścią złotą i pełen smutku podał go Trzasce.
— Weź go, rycerzu, by ci przypominał jak bardzo byłeś i jesteś mi drogi. Wracaj pod dach swój i gdy sił nie starczy, choćby radą wspieraj dalej moje rządy!